„I” jest ostre, a „U” obłe

Ludzki mózg w sposób naturalny łączy niektóre nazwy z konkretnymi kształtami. Literę „I” postrzega jako „ostrą”, a „U” utożsamia z figurami obłymi – wynika z badań przeprowadzonych przez Bartosza Mozyrko z firmy Cogision. Zgodnie ze zjawiskiem synestezji, ludzie mogą nieświadomie reagować na pojedynczy bodziec kilkoma zmysłami równocześnie. 

Właśnie dlatego Franciszek Liszt pouczał orkiestrę, aby grała „bardziej niebiesko”, a Marilyn Monroe słysząc dźwięki widziała wibracje. Wyniki badań pokazały, że w określonych warunkach, ludzie preferują łączenie pewnych nazw z konkretnymi kształtami. Ponad 75 proc. przebadanych osób przyporządkowało nazwę „Kiki” do kształtu o ostrych krawędziach, a 70 proc. obły kształt nazwało „Bubu”.

Jak wyjaśnia autor badania, mózg w sposób naturalny łączy literę „I” z kształtami ostrymi, a „U” z obłymi. Podobną zależność wykazano w stosunku do spółgłosek, gdzie R,K,Z,T zostały uznane za najostrzejsze, a M,B,S,P za najbardziej obłe.

„Wniosek jest jeszcze jeden – szybciej i lepiej zapamiętujemy pasujące do siebie pary bodźców” – ocenia Bartosz Mozyrko.

Badania pokazują na czym polega zdolność synestezji czyli nieświadomej reakcji mózgu na pojedynczy bodziec kilkoma zmysłami równocześnie. Często spotykamy się z określeniami odnoszącymi się do „pomieszania zmysłów” typu: ciepły kolor, czy słodki zapach. Dlaczego nasze zmysły mogą się mieszać?

Rzecznik Cogision Michał Majewski tłumaczy, że zdaniem części badaczy do pewnego okresu w naszym życiu nie jesteśmy w stanie odróżnić od siebie napływających do nas sygnałów. Z tego powodu kolor wywołuje u noworodków nie tylko wrażenie wzrokowe, ale też słuchowe, smakowe, zapachowe czy dotykowe. W procesie biologicznego rozwoju tracimy część zbędnych połączeń w naszym mózgu, ucząc się rozdzielać informacje płynące z poszczególnych zmysłów. Osoby, które zachowały te dodatkowe połączenia w dorosłym życiu, nazywane są właśnie synestetykami.

Jednak zarówno wśród synestetyków jak i u pozostałych osób działają podobne skojarzenia, takie jak np. łączenie wysokich czy też głośnych dźwięków z jasnymi kolorami, a niskich i cichych z ciemnymi barwami, czy też negatywnymi emocjami. Dużo bardziej powszechne niż może się wydawać jest również łączenie nazw z obrazem.

Synestetyczne odbieranie rzeczywistości potrafią skutecznie wykorzystać specjaliści od marketingu. Według fonologicznych badań firmy Lexicon nazwa „BlackBerry” sugeruje dostępność. Wyraz „berry” (ang. jagoda) kojarzy się również z czymś mniejszym w odniesieniu do konkurencyjnych urządzeń. Respondenci przepytani podczas wspomnianego badania fonologicznego oceniali dźwięk „b” jako najbardziej sugerujący stan relaksacji.

Dzięki odpowiedniemu doborowi nazwy, koloru, dźwięku, a nawet interfejsu producenci potrafią wywoływać w konsumentach oczekiwane emocje. Dlatego producenci urządzeń wymagających od użytkownika kreatywności zadbają, aby jego głównymi cechami były jasne kolory i spokojne dźwięki. Z kolei barwy jaskrawe i wysokie tony zmuszą odbiorców do skupienia.

Japońscy naukowcy – Masaaki Kurosu i Kaori Kashimura – dowiedli, że przedmioty, które wydają się atrakcyjniejsze, są zarazem uważane za bardziej wygodne w użyciu. Przyczyną tego jest samo nastawienie, które ma wpływ na postrzeganą użyteczność produktu, która nie zawsze zgadza się z „faktyczną” użytecznością.

„Jeśli produkt wywołuje w nas pozytywne uczucia, automatycznie stajemy się również bardziej kreatywni podczas jego użytkowania. To sprawia, że będziemy skłonni spędzić o wiele więcej czasu ucząc się korzystania z nowego oprogramowania, jeśli wywołuje u nas pozytywne doznania na poziomie estetycznym. W sytuacji, gdy interfejs zniechęci nas swoim +look & feel+ bardzo możliwe, że po kilku minutach poddamy się i powiemy, że jest nieużyteczny” – wyjaśnia Majewski.

Zaloguj się Logowanie

Komentuj