Z udziałem eurodeputowanych i przedstawicieli organizacji pozarządowych odbyła się w środę w PE konferencja przeciwko wielkoprzemysłowej hodowli świń. Pokazano film „Świński interes” krytykujący zachodnie koncerny za metody tuczu na wielką skalę stosowane w Polsce.
Europosłowie napiętnowali wykorzystanie funduszy UE – np. kredytów Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju – do subsydiowania przemysłowej hodowli trzody, w której występuje ryzyko uodpornienia zwierząt na antybiotyki, skażenia mięsa groźnymi dla ludzi dioksynami oraz zanieczyszczenia środowiska. Ponadto – podkreślali – na powstawaniu wielkich zakładów cierpią rolnicy stosujący tradycyjne metody hodowli.
„Taka forma przemysłowej produkcji jest przede wszystkim na szkodę polskich rolników i polskich konsumentów. Szkodzi środowisku i obszarom wiejskim, więc ma poważny, negatywny wpływ na całe życie na wsi” – powiedział francuski eurodeputowany Jose Bove, znany z radykalizmu antyglobalista, lider rolniczych związków zawodowych.
„W ramach przyszłej reformy Wspólnej Polityki Rolnej można zakazać rozwoju takich przemysłowych ferm i ograniczyć liczbę trzymanych tam zwierząt. To problem ogólnoeuropejski – Polska stała się przystanią wielkich koncernów międzynarodowych, ale w Danii, Holandii, francuskiej Bretanii jest tak samo, tylko firmy są inne” – dodał.
„Gospodarstwa przemysłowe powinny być zakazane w UE. Należy jednocześnie zakazać importu produktów mięsnych z takich gospodarstw spoza UE. Nie można zezwalać na tworzenie nowych dużych gospodarstw, a te, które istnieją, trzeba stopniowo wyeliminować” – apelował Janusz Wojciechowski (PiS).
Europosłów sprzeciwiających się przenoszeniu amerykańskich przemysłowych sposobów hodowli trzody do UE poparła reżyserka filmu i autorka brytyjskiej kampanii Pig Business Tracy Worcester.
„Te fermy mają się w Polsce dobrze i korzystają z dopłat – do mieszalni pasz, zakładów mięsnych, dopłat eksportowych, wypierając tam z rynków lokalnych producentów” – tłumaczył Marek Kryda z Fundacji Indigena.
W 2008 r. Najwyższa Izba Kontroli negatywnie oceniła państwowy nadzór nad przemysłowymi fermami trzody. W Polsce w tej kategorii mieszczą się gospodarstwa powyżej 2000 sztuk o wadze powyżej 30 kg. Izba wytknęła m.in. brak rozporządzeń dotyczących sprawowania nadzoru nad fermami przez powiatowych lekarzy weterynarii oraz rozporządzenia o uciążliwościach gazowych związanych z działalnością ferm. Fermy muszą m.in. wykazać, że zgodnie z przepisami zagospodarowują odchody zwierząt (gnojówkę i gnojowicę).
Problemem jest też umiejscowienie ferm – większość znajduje się w północno-zachodniej Polsce, w rejonach cennych przyrodniczo i atrakcyjnych pod względem turystycznym, często na obrzeżach parków krajobrazowych, rezerwatów czy obszarów Natura 2000. Tymczasem kontrola NIK wykazała, że firmy prowadzące przemysłowy tucz nie przestrzegały w pełni przepisów dotyczących ochrony środowiska: gnojowicę wylewano na pola, a padłe zwierzęta zakopywano, a nie utylizowano.
Kontrola NIK obejmowała okres od początku 2004 r. do połowy 2006 r. – czyli okres, kiedy powstał film „Świński biznes”. Skontrolowano 13 wielkoprzemysłowych ferm na terenie 7 województw, w tym trzy fermy spółki Prima Farms (koncern Smithfield).
„To, co pokazano na filmie, dotyczy głównie koncernu Smithfield i warunków, jakie tam panowały. To karygodne, ale rzeczywiście taka była sytuacja na początku naszej drogi. Ale tak w Polsce już nie jest. Ja mam zaufanie do inspekcji weterynaryjnej – to, co było 7-8 lat temu, nie ma prawa być dzisiaj” – powiedział Jarosław Kalinowski (PSL). Powołał się na dane głównego lekarza weterynarii, że w ub.r. 150 polskich ferm wielkoprzemysłowych było kontrolowanych 300 razy.
W zakładach obowiązują surowe unijne normy dobrostanu zwierząt, ochrony środowiska i bezpieczeństwa żywności – przypomniał Kalinowski, zgadzając się jednocześnie, że fermy wielkoprzemysłowe nie są najlepszym rozwiązaniem dla polskiej wsi.
Zaloguj się Logowanie