Emerytura pod znakiem zapytania

Dewiza „Żyj szybko – umieraj młodo” w kontekście obecnego zamieszania wokół reformy systemu emerytalnego zaczyna nabierać nowego znaczenia. Jeżeli jednak mamy pożyć trochę dłużej, warto abyśmy poważnie zastanowili się nad naszą finansową przyszłością.

Zgodnie z planami rządu, już niedługo zamiast 7,3 proc. z naszej pensji do OFE trafi 2,3 proc., a różnica będzie przekazywana do ZUS z przeznaczeniem na finansowanie bieżących emerytur. Dzięki temu Polska nie przekroczy 55 proc. progu relacji długu publicznego do PKB, czyli tzw. progu ostrożnościowego zapisanego w konstytucji.

W zależności gdzie przyłożymy ucho, słychać różne oceny planowanej reformy emerytalnej i różne wyliczenia naszych przyszłych emerytur. Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych wyliczyła, że na planowanych zmianach najbardziej stracą osoby obecnie rozpoczynające pracę. Według wyliczeń Izby ich emerytura będzie niższa nawet o 575 zł.

Ministerstwo Finansów uważa z kolei, że przyszłe emerytury mogą wzrosnąć. Według resortu część składki, która zamiast w OFE znajdzie się w ZUS, będzie waloryzowana o wzrost gospodarczy i inflację, co spowoduje, że przyszła emerytura zwiększy się o 596 zł. Skąd te rozbieżności? Rząd swoje wyliczenia opiera na założeniu, że po reformie OFE będą inwestować 90-100 proc. pieniędzy na giełdzie. Zaś OFE, że będą inwestować 30 proc. a resztę w obligacje. Tak czy inaczej, ciężko tym wyliczeniom w pełni zaufać.

Choćby nie wiadomo jak rząd zachwalał zmiany emerytalne, obecna sytuacja jest dla Polaków bolesną lekcją. Reforma to niekomfortowy proces, po którym można mieć jedynie pewność co do tego, że przy kolejnym kryzysie gospodarczym politycy ponownie sięgną po nasze emerytury, które są i będą uzależnione od sytuacji gospodarczej i decyzji kolejnych rządów. Dzieje się tak, ponieważ składki, przekazywane do ZUS (12,22 proc. pensji) są wydawane na bieżące emerytury. Przyszłe emerytury zaś będą uzależnione od wzrostu PKB w długim okresie, czyli od zmian w produktywności i sytuacji demograficznej.

Przez kilkadziesiąt lat wiele może się wydarzyć. Może być tak, że szybki rozwój gospodarczy naszego kraju spowoduje, że emerytury składowane w ZUS wraz ze wzrostem PKB będą rosły w oczach. Może być i tak, że nagły niespodziewany boom demograficzny spowoduje, że będzie kto miał łożyć na naszą emeryturę. Może, ale nie musi. Czy warto więc polegać na zmieniających się opcjach politycznych i zakładać, że o emeryturę zadba ktoś inny niż my sami?

Paradoksalnie, w kwestii emerytur najwięcej do stracenia, ale i do zyskania, mają osoby obecnie wchodzące na rynek pracy. Jeżeli zawierzą tylko „państwowej” emeryturze – stawiają się w sytuacji całkowicie nieprzewidywalnej. Przeniesienie 90 proc. zobowiązania emerytalnego na państwo spowoduje, że ich emerytura będzie zależeć od sytuacji gospodarczej naszego kraju za 30 lat, czyli od czegoś, czego nie da się przewidzieć i do czego nie da się przygotować. Ponadto obecnie na jednego emeryta przypadają 4 osoby pracujące, a szacunki wskazują, że za 20-30 lat liczba tych osób zmaleje do dwóch. W pewnym momencie może się okazać, że znowu trzeba podnieść składki do ZUS, albo zabraknie środków na wypłaty kolejnych emerytur.

Z drugiej strony to właśnie obecni 25-latkowie mają największy potencjał, aby wziąć sprawy w swoje ręce i przechylić szalę na swoją korzyść. Są w o tyle dobrej sytuacji, że w ich przypadku szczególnie skutecznie działa tzw. „zasada śnieżnej kuli” – czyli im dłużej oszczędzasz, tym większy kapitał jesteś w stanie uzbierać. Jednym z ciekawszych sposobów na samodzielne gromadzenie pieniędzy na emeryturę promowanych przez państwo jest Indywidualne Konto Emerytalne.

Zasady funkcjonowania IKE są proste: zakładamy konto np. w wybranym funduszu inwestycyjnym czy banku i na podstawie analizy naszych możliwości finansowych sami decydujemy ile i kiedy chcemy wpłacać. Jeżeli nie spodoba się nam zarządzający naszymi pieniędzmi, możemy go po pewnym czasie zmienić przenosząc nasze środki do innej instytucji finansowej. Mamy pełną kontrolę nad naszą finansową przyszłością.

Załóżmy, że 25-letnia osoba przez czterdzieści lat będzie odkładać na emeryturę np. 150 zł miesięcznie, a wybrany na IKE fundusz inwestycyjny osiągnie 10 proc. roczną stopę zwrotu (z doświadczenia krajów rozwiniętych wynika, że taki wynik jest możliwy dla funduszy akcyjnych w okresie kilkudziesięciu lat). W takiej sytuacji przechodząc na emeryturę będzie dysponowała kwotą 956 517,04 zł. Co ważne, sama przez ten okres wpłaci 72 000 zł. Pozostałe środki to nic innego jak zysk z inwestycji. Uzbierawszy taką sumę, po 40 latach można wypłacić ją w dowolny sposób, może to być np. jednorazowa wypłata lub stale wypłacany dodatek do emerytury w wysokości 4 542,16 zł (przy założeniu, że okres wypłat będzie taki sam jak okres oszczędzania).

Strony: 1 2

Zaloguj się Logowanie

Komentuj